“Viva Nabucco!”, Babilończyków rozróby i wielkie BUM!

To już zakrawa o małą tradycję - Ars Cantandi trzeci rok z rzędu brało udział w superwidowisku operowym opery wrocławskiej. Duże wyzwanie, wielka przygoda i mnóstwo wspomnień, więc jak mówią najlepsi konferansjerzy: zacznijmy od początku!

 

https://www.youtube.com/watch?v=S1OofK_LaMY&feature=youtu.be

Strasznie nie po drodze było nam z próbami do tego spektaklu, ale to strasznie. 18 Maja jechaliśmy na Hajnówkę - znany i ważny dla nas konkurs chóralny w Białymstoku - a premiera Nabucco miała odbyć się SZEŚĆ dni później. Oczywiście mogliśmy zrezygnować z konkursu albo superwidowiska, jednak to nie byłoby w naszym stylu. W końcu na konkurs przygotowywaliśmy się dobrych parę miesięcy a z drugiej strony, z autopsji wiemy, że doświadczenia wyniesione z opery są bardzo cenne. Nie mieliśmy innej opcji, jak tylko siedzieć pięć godzin tygodniowo nad repertuarem konkursowym i równolegle uczyć się partii do Nabucco. Znowu próby reżyserskie spektaklu, na dwa tygodnie przed premierą odbywały się codziennie od 18:00 do 22:00 ( a w weekendy próby trwały dwa razy dłużej!). Z perspektywy czasu, nie jestem w stanie pojąć jak udało nam się to pogodzić. Jestem przekonany, że tak częste przebywanie w grupie takiej jak nasza, czyli towarzysko-radioaktywnej, spowodowało trwałe ubytki w naszych mózgach.

Przejdźmy jednak do samych prób. Krystian Lada - reżyser superwidowiska Nabucco - bez wątpienia wiedział jakiego kalibru motyk potrzebuje, by porwać się na to słońce. Świadczył o tym dobór zespołu, z którym pracował: specjaliści od kostiumów, świateł, efektów pirotechnicznych, choreografii... ale przede wszystkim: SPECJALISTA ZAJMUJĄCY SIĘ RUCHEM SCENICZNYM CHÓRU! Z czymś takim spotkaliśmy się po raz pierwszy. Cezary Iber (bo on był naszym przewodnikiem po scenie) miał za zadanie sprawić, by chór w trakcie spektaklu nie wyglądał jak chór. Owszem, to było karkołomne zadanie, w końcu my - chórzyści - jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że gdy śpiewamy, to stoimy jak posągi, wpatrzeni w dyrygenta, ale hola! Nie tym razem! Mieliśmy się smucić, biegać, przewracać, dziwić, niepokoić i wybuchać razem z budynkiem opery. Wyzwanie to było o tyle trudne, że superwidowisko mieliśmy zagrać dla kompletu publiczności (2100 sprzedanych biletów na każdy spektakl!) trzy wieczory z rzędu, a chórzyści - nie koty - nie mają dziewięciu żyć. Czarek jednak okazał się być mistrzem w przekazywaniu aktorskich sztuczek, dzięki czemu mogliśmy się smucić, biegać, przewracać, dziwić, niepokoić i ginąć w wybuchach na okrągło.

Nabucco Ars CantandiCezary udzielający nam ostatnich wskazówek przed premierą (fot. Łukasz Kurek)

Rozmach spektaklu był zaskakujący. Co prawda braliśmy już udział w większych przedsięwzięciach, ale nigdy wcześniej nie widzieliśmy 12 metrowej głowy czy trybuny na ponad dwa tysiące osób, która powstała tylko na 72 godziny. To jak jeździć z operowym cyrkiem, tylko 4 razy większym od opery wrocławskiej. Nie dziwi zatem fakt, że by stworzyć garderobę dla chóru występującego w spektaklu, organizatorzy musieli postarać się bardziej niż zwykle. Nie zmieścilibyśmy się przecież do garderób w budynku opery. Właśnie dlatego na garderobę przerobiono scenę opery. Tak, rozbieraliśmy się i ubieraliśmy na wprost pięknej, neoklasycystycznej widowni opery wrocławskiej. Kto inny może się tym pochwalić, no kto?

Nabucco Ars Cantandi 2
Sam spektakl to wspomnienie spoconych dłoni, maksymalnego skupienia i pogodzenia aktorstwa ze śpiewem, co dla amatorów stanowi prawdziwe wyzwanie. Szczególnie ciężko wydaje się z siebie dźwięki w sytuacji, gdy zespół baletu grający Babilończyków, tarmosi nas za ubrania, rzuca o podłogę sceny i celując w skronie z karabinów zmusza do śpiewania. Jednak w tak wyjątkowych okolicznościach, każdy kwadrans mija jak minuta, a aplauz stojącego tłumu rekompensuje wszystkie godziny prób, wysiłku i poświęcenia innych elementów naszego życia, dla sztuki.

Bo czy nie o to właśnie chodzi, by poświęcać spokój szarych dni dla chwil piękna, chwały… i ubytków w mózgu spowodowanych radioaktywnym przyjaciółmi? Odpowiedź na pewno brzmi TAK! Bo jak inaczej wytłumaczyć pustkę i tęsknotę za wysiłkiem, pracą i stresem?

Nabucco Ars Cantandi 3
Zdjęcie zrobione na jednej z prób, dalszy komentarz jest zbędny

Ściskamy wszystkich, którzy pracowali z nami nad superwidowiskiem “Nabucco” w operze wrocławskiej - solistów, chórzystów, zespół baletu, a przede wszystkim Czarka i Krystiana! Tęsknimy za wami i tą piękną przygodą!
Cierpiący na syndrom Sztokholmski chórzyści :)

Nabucco Ars Cantandi 5

quick links