UROCZYŚCIE PRZYSIĘGAM, ŻE KNUJĘ COŚ NIEDOBREGO – WERNIGERODE 2015

Odsłony: 7772

Wyruszając do Wernigerode byliśmy ostatnimi ludźmi, których można by posądzić o udział w czymś dziwnym lub tajemniczym. Oprócz zwyczaju przydeptywania spadających nut (AAA! Nie ruszaj!! Najpierw przydepnij!!) raczej nikt nie przejmował się różnymi zbiegami okoliczności towarzyszącym nam od czasu do czasu. Tym razem jednak, nie sposób było nie zauważyć, że coś jest na rzeczy…

 

1 (1)

 

Pod osłoną nocy wyruszyliśmy w drogę. Śpiącym chórzystom (oraz tym prowadzącym zażarte dyskusje o wyższości majonezu na W. nad innymi majonezami :D) przyświecał księżyc. W pełni.  Przez sen nuciliśmy pod nosem przygotowywane utwory, a było ich trochę! Wzięliśmy udział aż w trzech kategoriach konkursowych – sakralnej, rozrywkowej (pop, show, jazz) i jednej z kategorii specjalnych z utworem obowiązkowym.

Po przyjeździe mieliśmy chwilę na zrelaksowanie się przy mini ping-pongu, przejrzenie folderów konkursowych (17 spośród 35 uczestniczących chórów przyjechało z Chin :O) i szybkie próby akustyczne w Centrum Kongresowym oraz w kościele Św. Sylwestra.

Napięty harmonogram przewidywał również paradę ulicami miasta, aż do uroczego rynku, gdzie spod ratusza wypuszczono w niebo mnóstwo kolorowych balonów i oficjalnie rozpoczęto festiwal. Z tej okazji wszystkie chóry wykonały wspólnie utwór - Aloha Hawaii.

7

8

Zostaliśmy także zaproszeni przez organizatorów do wzięcia udziału w jednym z koncertów inaugurujących festiwal, na którym oprócz utworów konkursowych zaprezentowaliśmy też kilka kawałków z naszego stałego repertuaru. Zmęczeni, po całym dniu wrażeń dotarliśmy do ośrodka, położonego poza miastem, w miejscowości Schierke. Na szczęście zimny prysznic podziałał tak jak powinien – w magiczny sposób postawił nas na nogi.

9

Kolejne dni upłynęły na intensywnych próbach, przeplatanych występami konkursowymi.

10

Co jak co, ale ciężka praca popłaca! Ostatecznie okazało się, że znaleźliśmy się wśród pięciu chórów zakwalifikowanych do dodatkowego przesłuchania, które miało zdecydować o przyznaniu Grand Prix. Czyli co? Kolejna próba! Tak PAni, ciągle cię uwielbiamy;D Do występu przygotowaliśmy dwa utwory niewykonywane wcześniej w konkursie – Herbstlied Mendelssohna i Bohoroditse Dievo Arvo Parta.

 

Nagrodę główną zdobył zespół z Taipei (GRATULUJEMY!). My niestety musieliśmy się zadowolić… potrójnym złotem!!!

Pomyślicie pewnie: super, świetnie, gratulacje - ale co w tym dziwnego? Jaka magia? Wyjazd jak wyjazd! NIC BARDZIEJ MYLNEGO! Tajemnicze wydarzenia i zaskakujące zbiegi okoliczności spotykały nas na każdym kroku! Chociaż w oficjalnym programie konkursu nie było o tym ani słowa, to jednak mam wrażenie, że wpadliśmy w oko grupie prawdziwych HUNCWOTÓW! Niektóre z psikusów mamy uwiecznione na zdjęciach :) Przykłady?

- niektórym z nas wyrosły… rogi (Przypadek? Nie sądzę…)!

18

- inni mieli nieoczekiwany problem z fryzurą… czyżby jakiś urok?!

19 — kopia

- niewątpliwie, coś niepokojącego czaiło się także wśród drzew nieopodal naszego ośrodka

20 — kopia

- czasem dopadały nas grupowe wahania nastrojów… (tak tęskniliśmy za nieobecną częścią AC ;()

21 — kopia

- spotkaliśmy także zwierzęta, które zdecydowanie miały w sobie coś… dziwnego. Poczynając od robaka, żwawo spacerującego po moich plecach w trakcie pierwszego występu konkursowego (A NIECH CIĘ!), poprzez „mechanicznego kota” na zamku w Wernigerode (który poruszając jedynie ogonem, wpatrywał się jak zahipnotyzowany w jeden punkt gdzieś pośród drzew) i kończąc na przedziwnej klamce w kształcie świniopieseła (?!) na zamku w Quinnenburgu.

22 — kopia

Na szczęście, wśród magicznych żartownisiów znalazł się także taki, który zdecydowanie nam sprzyjał :D za jego sprawą:

- wpadł nam do głowy pomysł, jak wyróżnić się z tłumu w trakcie parady – bądźmy oryginalni - zróbmy meksykańską falę ;D Brawa i uśmiechy gapiów gwarantowane! 10 punktów dla Gryffin.. Tfu! Dla Ars Cantandi!

23 — kopia

- wprawne oko przed próbą w kościele wypatrzyło w trawie czterolistną kończynę :D

24 — kopia

- obok diabelskiej strony AC można był też spotkać prawdziwe rusałki!

25 — kopia

- część z nas znalazła w sobie dodatkowe pokłady sił, aby wspiąć się na zamek  i zastać tam w nagrodę takie widoki!

26 — kopia

- reszta w tym samym czasie biła rekordy w ilości osób mieszczących się na jednym selfie (to chyba nie jest możliwe bez użycia magii albo photoshopa:P), próbowała ożywiać pomniki (chociaż kiepsko to idzie bez różdżki ;P) albo poszukiwała tradycyjnego niemieckiego wursta!

27 — kopia

27a

 

- udało się nam też, w jakiś magiczny sposób, zjednać sobie jedną z chińskich ekip. Dzieciaki przyłączyły się do utworzonego przez nas węża, tańcząc z nami na środku rynku. Potem wdrapały się wspólnie z nami na główną scenę. Nagle, nie wiadomo skąd, zostaliśmy oślepieni błyskiem fleszy z mnóstwa aparatów. Na zakończenie otrzymaliśmy od nich pamiątkowe prezenty (naprawdę mnóstwo prezentów ;D). Nie wiem kto w tej sytuacji świętował bardziej – czy my czy zwycięzcy Grand Prix ;D

 

 

Po takiej dawce emocji nie mogliśmy zasnąć! Dlatego, mimo zmęczenia, urządziliśmy wieczorne celebrowanie potrójnego złota! Tanecznie (uwierzycie, że da się tańczyć do zapowiedzi niemieckich speakerów radiowych? ;D) i biesiadnie (jedzmy, pijmy i śpiewajmy ;D) zakończyliśmy ten dzień.

Jak ja nie cierpię zakończeń!

33

 

I niech mi ktoś teraz powie, że to był zwyczajny wyjazd!