Wokalne boje w Siedmiogrodzie c.d.

Odsłony: 2593

Konkurs skończony teraz czas na zasłużony odpoczynek - ruszyliśmy na zwiedzanie Transylwanii! Ekipa logistyczna Ania, Mikołaj i Łukasz zorganizowali nam pełen wrażeń tydzień. Atrakcji było tyle, że każdy mógł znaleźć coś dla siebie. W związku z tym kilku śmiałków podzieliło się z nami swoimi wspomnieniami (za co pięknie im dziękuję!) :)

Do rzeczy. Przystanek numer jeden to kopalnia soli Salina Turda. Rumuńska Wieliczka przywitała nas chłodno (temperatura to jakieś 6 stopni :P), lecz już po chwili rozgrzaliśmy się schodząc po krętych drewnianych schodach. Około 120 m pod ziemią zaśpiewaliśmy kilka utworów konkursowych i staliśmy się (obok podziemnego diabelskiego młynu) jedną z kopalnianych atrakcji ;D

Śpiewanie w kopalni! Nie byłam w Wieliczce i choć wiele osób mówiło, że w Polsce lepiej, to mi się podobało! (Iwona K.)

Kolejnym punktem obowiązkowym wycieczki był Braszów - Rumuńskie Hollywood! Może i nie ma powiązań z przemysłem filmowym, ale przynajmniej napis się zgadza!

Brasov (Copy)

 Widoki z perspektywy napisu również imponujące. To właśnie tam powstały zdjęcia promocyjne tegorocznej rekrutacji. A nie było to wcale takie proste!

Podobała mi się wycieczka na napis Brasov, bo wchodziliśmy tam, zamiast wjeżdżać kolejką, więc mieliśmy taką namiastkę waszego chodzenia po górach. Do tego odbyło się to w świetnym towarzystwie! Oczywiście utkwił mi w pamięci również lodowaty wiatr, który przywitał nas na górze. Niezrażone postanowiłyśmy z dziewczynami przebrać się w sukienki aby zrobić tam sesję zdjęciową. (Marysia Ch.)

Oprócz napisu, Braszów zaoferował nam jeszcze kilka innych atrakcji:)

Dzień kiedy większość pojechała w góry, a my małą ekipą zostaliśmy na mieście. Hasłem dnia był "Lunch na WINOS" i to był jeden z najprzyjemniej spędzonych dni podczas tego wyjazdu. (Martynka A.)

Początkowo w dość specyficzny sposób zwiedzaliśmy miasto, ponieważ kierowaliśmy się głównie miejscami, które były powiązane z grą Geocaching. Po prostu zamieniliśmy zwiedzanie w podchody :) (Marysia Ch.)

Wieczory spędzaliśmy wspólnie - niezależnie od tego czy w 20 osób siedzieliśmy w małym pokoju i rzucaliśmy się balonami jak kilkuletnie dzieci, czy graliśmy w cards against humanity na kanapach w holu hotelowym - robiliśmy to całą grupą i mogliśmy się jeszcze lepiej zintegrować! (Martynka A.)

W trakcie wyjazdu udało nam się również zwiedzić jeden z licznych zamków Draculi w miejscowości Bran. Zamek ten wiernie odpowiada opisowi siedziby wampira Drakuli z powieści “Drakula” Brama Stokera.

Teraz czas na najbardziej imponującą część Rumunii, a mianowicie góry!
Ars Cantandi sekcja górska spisała się dzielnie i pod czujnym okiem Grzesia przygotowała dwie górskie eskapady. Pierwsza trasa w Fogarasze zebrała całkiem liczną grupę - ok. 20 osób. Pomimo bardzo stromego podejścia, całą grupą dotarliśmy na 2000 m npm.
A jak wrażenia?

Mi osobiście najbardziej podobał się wyjazd w góry. Był to w sumie mój rekord jeśli chodzi o pokonaną wysokość. Czuło się zmęczenie, ale wystarczyło rozejrzeć się dookoła aby zobaczyć te cudowne widoki motywujące do dalszej wspinaczki! (Ola W.)

Pamiętam, że jak szliśmy, to przypomniały mi się Bieszczady, a to najpiękniejsze góry świata. Podejście było strome, tak mocno, że naprawdę powrót tą samą drogą byłby niebezpieczny. (Krzesimir R.)

Kolejna wyprawa była jeszcze bardziej wymagająca,dlatego zdecydowało się na nią tylko kilka osób. Ostatecznie Grzesiu, Piotrek, Kuba i Krzysiek wspięli się na 2507 m npm. na szczyt Omu w paśmie Bucegi. Kilka osób dołączyło do nich wjeżdżając na wysokość 2100 m npm kolejką linową. Zarówno widoki jak i prędkość wiatru na szczycie była imponująca!

Mimo wielu krętych rumuńskich dróg przyprawiających o mdłości, wspaniałej architektury Budapesztu i diety wątróbkowej, to właśnie góry wspominam najlepiej z drugiej części wyjazdu do Rumunii. Majestatyczne, pokazujące swoją siłę na każdej części szlaku. Były tym, czego potrzebowałem w ostatnie wakacje. Poranna wyprawa z Krzysiem, Kubą i Grzesiem w celu zdobycia 2507m n.p.m. pokazała nam też, jak pomocne i przyjazne są rumuńskie górskie PIES. Kto nie doświadczył klimatu rumuńskich gór niech już zamawia bilet na najbliższe wakacje. Te widoki! Po prostu czujesz, że żyjesz. (Piotrek B.)

Warto powiedzieć trochę więcej o niesamowitych PIES-przewodnikach, które spotkaliśmy w górach. Podczas pierwszej wycieczki - 3 PIES sprowadziły nas z gór szlakiem wprost do schroniska. W trakcie drugiej wyprawy chłopakom towarzyszył jeden dzielny PIES, który wskazywał właściwą drogę na szczyt. W takim towarzystwie niedźwiedzie i kozice nie straszne!

Ostatnim punktem na naszej trasie była stolica Węgier - Budapeszt, która krótko mówiąc skradła nam wszystkim serca! Ale, ale... zanim dotarliśmy na miejsce mieliśmy “krótki” postój na granicy.

Okazało się,że łatwiej do Rumuni było wjechać niż z niej wyjechać. Przy granicy stały przed nami 3/4(?) autobusy, a sam postój trwał yyy...za długo :D. Dlatego trzeba było znaleźć sobie jakieś zajęcie! Część osób rozłożyła się na jezdni przy autobusie, grając w dobble, część stwierdziła, że szybciej będzie na piechotę... natomiast reszta nie traciła nadziei :D (Agnieszka G.)

IMG 20170914 180812 (Copy)

IMG 20170914 182742 (Copy)

 

Aż w końcu…

Budapeszt zachwycił mnie już na samym wstępie, kiedy jeszcze siedziałem w autokarze i oglądałem piękne miasto zza szyby. (...) Szybkie piwo w klimatycznej knajpie w centrum miasta i do hostelu, by w miarę się wyspać (co ostatecznie nie zdarzyło ani razu przez cały wyjazd). Zwiedzanie następnego dnia z najlepszym przewodnikiem na swiecie - Kasia Mrozik - było jeszcze lepsze niż poprzedni wieczór. Kasia pokazała wszystko co trzeba zobaczyć w Budapeszcie! Cudowne miasto zwiedzone w gronie cudownych ludzi na pewno zostanie mi na długo w pamięci. (Anonimowy chórzysta)

Pomimo tego, że na zwiedzenie całego Budapesztu był tylko wieczór po przyjeździe i kolejny dzień, garstka osób nie wybaczyłaby sobie, gdyby nie weszła do budynku węgierskiego Parlamentu.. i tak też zrobiła! Krótko mówiąc - było warto i najlepiej przekonać się o tym osobiście. Zarówno pięknie zdobione wnętrza, jak i historia zrobiły na nas duże wrażenie. Wyszliśmy z parlamentu pełni wrażeń jednak z pustymi żołądkami. Opierając się internetowych opiniach skierowaliśmy się na prawdopodobnie najlepsze langosze w mieście. Trochę daleko, ale czego nie robi się dla dobrego jedzenia? :P Zamówiliśmy trzydaniowy obiad: na początek sałatka lub dla bardziej wymagających zupa gulaszowa, na drugie danie langosz z wybranym dodatkiem, a na deser...też langosz tym razem na słodko (zaskoczeni?). Obiad oczywiście przerósł nasze możliwości, ale w tamtej chwili nie było nam trzeba niczego więcej.” (Agnieszka G.)

Warto wspomnieć również o restauracji, w której zarezerwowaliśmy sobie kolację.
Elektroniczne menu w blatach stołów i wewnętrzny restauracyjny czat były dla nas nowością :) Co ciekawe w sekcji dziecięcej dostępny był nawet odcinek naszego polskiego Bolka i Lolka!

Fantastyczna restauracja ze stoliko-tabletami. Było pysznie! (Iwona K.)

Godzina dość późna, ale po całym dniu jazdy obiad w dobrym towarzystwie okazał się pamiętny. Zwłaszcza, że był to makaron... zamówiony przez ekran w stole.(...) Kolejnego dnia po całym dniu biegania, zwiedzania w zawrotnym tempie, wsiadamy do auto.... żartowałem, jeszcze raz pyszny makaron <3 i w drogę…(Anonimowy Chórzysta)

DSC00092 (Copy)

 Co czeka nas w przyszłym roku i jakie czekają nas przygody? Czas pokaże!