Serdecznie zapraszamy na nasze 2 najbliższe koncerty:

29 listopada (środa) 2017 w auli Papieskiego Wydziału Teologicznego na Ostrowie Tumskim we Wrocławiu o godz. 19.00. Pojawimy się na scenie wraz z Zespołem Wokalnym RONDO.
Wydarzenie zorganizowane jest w ramach cyklu "Człowiek-Wspólnota-Odpowiedzialność" objętego Patronatem Honorowym Metropolity Wrocławskiego  Arcybiskupa Józefa Kupnego. Zapraszamy wszystkich chętnych – wstęp wolny.

Plakatteologiczny


 8 grudnia 2017, godz. 19.00, zapraszamy do Oratorium Marianum, Uniwersytet Wrocławski, na koncert w ramach 44. Festiwalu Barbórkowego Chórów Akademickich. Więcej informacji o festiwalu na stronie http://www.festiwalbarborkowy.pwr.wroc.pl/

Na oba wydarzenia wstęp wolny.

Barborka

Już 7 października o godzinie 19.00 wystąpimy razem z Orkiestrą Symfoniczną Artystów Narodowego Forum Muzyki podczas Charytatywnej Gali Muzyki Filmowej. Koncert dedykowany jest wrocławskim hospicjom jego celem jest poszerzenie świadomości o istnieniu hospicjów oraz zgromadzenie funduszy, które pomogą w codziennej opiece nad pacjentami.

Zachęcamy do wzięcia udziału!

Więcej informacji o wydarzeniu oraz bilety: http://www.nfm.wroclaw.pl/component/nfmcalendar/event/6226

 

Po raz kolejny fantastyczna ekipa znajomych spod szyldu Ars Cantandi wybrała się w daleką podróż by sprawdzić się w bojach z innymi europejskimi chórami. Destynacja - Baia Mare w Rumunii, cel - pokazać się na konkursie z jak najlepszej strony.

Po kilkunastu męczących godzinach w autokarze i dotarciu na miejsce, wszyscy marzyliśmy jedynie o krótkiej kąpieli i naprawdę długim śnie. Jednak to nie wakacje, to chóralne starcie dlatego nici z odpoczynku - dyrygentka zarządziła próbę! Tsaaa, wszyscy ją kochamy… (serdeczne pozdrowienia Aniu :D) Po próbie i kolacji nadszedł czas na upragniony odpoczynek.

proba

Plan dnia na takich wyjazdach jest zawsze intensywny. To godziny prób przeplatane przerwami na jedzenie i ewentualny odpoczynek. Bo to trzeba wam wiedzieć, najlepiej odpoczywa się grupą, najlepiej z innymi członkami chóru. Tym razem relaksowaliśmy się przy czułym głosie Maćka, który czytał nam mitologię nordycką. Dla osób z zewnątrz akcja pt. “Poczytaj mi Maćku” mogła wyglądać… dziwnie. Kilkanaście osób w jednym pokoju, jedni leżą na łóżku, inni rozłożeni na fotelach, jeszcze inni skuleni na dywanie z przymkniętymi oczami. Na środku pokoju lektor kojący nas historiami o północnych bogach. I tak pływaliśmy na jawie aż do następnej próby.

czytanie

Przesłuchania zbliżały się nieuchronnie i z każdą godziną coraz łatwiej było nam sobie wyobrazić zimny wzrok międzynarodowego jury. To tym razem było wyjątkowo zróżnicowane. Dziesięciu znawców muzyki chóralnej z całej Europy, od Estonii aż po Włochy i wszyscy z bardzo wyczulonym uchem. Tym uszom nie umknie najkrócej przeciągnięty dźwięk, te oczy wychwycą choćby najmniejsze drżenie ręki dyrygenta, ten węch wyczuje stres każdego basa czy tenora. Są niczym oko Saurona z kilkoma parami uszu - nic się przed nimi nie ukryje. Trzeba przyznać, że to deprymowało nas przede wszystkim ze względu na jeden z wykonywanych utworów. Regulamin konkursu zobowiązywał każdy chór do przygotowania jednej pieśni w języku rumuńskim. Jak się łatwo domyślić, na początku nikt z nas nie wiedział jak zaśpiewać te pozornie losowe zlepki literowe. Żeby tego było mało, już w Baia Mare dowiedzieliśmy się, że nasz utwór był tym najwyżej punktowanym, co znaczy nie mniej, nie więcej tyle, że był po prostu najtrudniejszy. Mając tego świadomość, nasze gardła zaciskały się w stresie ciut mocniej niż zwykle. Co warto też nadmienić to fakt, że właśnie w tym utworze swój solowy debiut zaliczył nasz baryton - Krzesimir - który w trakcie utworu wystukiwał rytmiczny popis na toace (to taka muzyczna deska wielkości kuchennego blatu… zastanawiam się jak lepiej opisać ten instrument… znacie ten dźwięk, gdy jak co niedzielę rozpoczyna się koncert na tłuczenie kotletów? Spod tłuczka usuńcie mięso i tadam - toaka).

polonia

Odnaleźć się na scenie to jak zawsze nie lada wyzwanie. Próby akustyczne przed konkursem to zbyt mało by oswoić się z oślepiającymi reflektorami czy publiką budującą mur z cegieł stresu. Suchość w ustach, spocone dłonie, drżące palce... To wszystko jednak mija gdy przed nami pojawia się Pani, nasza dyrygentka. Spokój bijący z jej twarzy i uśmiech, który skutecznie przekazuje komunikat - wszystko będzie dobrze.
Oddech, impuls i dźwięk.
Kilkanaście minut później schodzimy ze sceny z oczami otwartymi do przesady z podekscytowania. Jak nam poszło oceni już jury.

nagrody2

Kilkanaście minut później schodzimy ze sceny z oczami otwartymi do przesady z podekscytowania. Jak nam poszło oceni już jury.
Poziom adrenaliny utrzymywał się w naszych organizmach nawet po powrocie do hotelu. W jego lobby stał fortepian. Energia wciąż w nas buzowała więc czemu by nie spożytkować jej na jakieś improwizacje muzyczne?

Organizatorzy dbali o nas jak o skarby. Wyrazem tego była uczta za miastem. W głębi lasu ukryta była potężna restauracja, w której czekały już gastronomiczne rarytasy i zespół muzyki ludowej. Do ich muzyki bawiliśmy się godzinami. Również pomysłem organizatorów były warsztaty z członkami szanownego jury. Andrea Angelini pokazał nam jak idealnie wykonać utwór Crux Fidelis Łukasza Urbaniaka - bardzo cenna lekcja!

Finał konkursu to święto całego miasta. Najpierw wszystkie chóry w rozśpiewanym kondukcie przeszły przez miasto a potem zatrzymały się w jednym z kościołów gdzie miało miejsce ogłoszenie wyników i prezentacje wokalne przed lokalną publicznością. Nagrody były przyznawane od najniższych miejsc więc im dłuższe oczekiwanie tym lepszy rezultat, a czekaliśmy długo. Emocje stopniowo wzrastały, a gdy konferansjerka zbliżała się do podium, naprawdę ciężko było usiedzieć w bezruchu. Nazwę naszego chóru usłyszeliśmy przy ogłaszaniu drugiego miejsca. Srebrny dyplom trafił w nasze ręce a krótki koncert z tą świadomością to już tylko wisienka na torcie - ze świadomością takiego wyróżnienia, śpiewa się jak na skrzydłach!

most

Na zakończenie tego intensywnego rozdziału naszego wyjazdu poszliśmy na uroczystą galę, która zwieńczyła VII edycję Liviu Borlan International Choral Competition. Fantastyczne jedzenie, towarzystwo i zabawa przeplatane pokazami tańców ludowych sprzyjały integracji międzychóralnej. Nowe znajomości zostaną z nami na długo. Szczególnie miło będziemy wspominać Alexandrę i Denisę - opiekowały się nami przez cały nasz pobyt w Baia Mare, ba! Alexandra jeszcze przed konkursem, pomagała nam poprawić wymowę rumuńskich słów w najtrudniejszym z konkursowych utworów.

przewodniczki

Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy - banał, wiem. Zastanawiałem się jednak długo, jak spuentować nasz wyjazd do Rumunii w inny sposób i nic innego nie chciało mi przyjść do głowy… aż do teraz.
Wszystko co NAJLEPSZE, szybko się kończy. Zachwyceni atmosferą jaką przywitano nas w Baia Mare, spakowaliśmy manatki i wyruszyliśmy w głąb Siedmiogrodu w poszukiwaniu kolejnych przygód. Przed nami góry, kopalnie, piękne chórzystki… znaczy widoki i wiele więcej wspomnień.

Koniec części pierwszej...

Nowy sezon, nowe wyzwania i nowi ludzie.


Jeśli chciałabyś/chciałbyś z nami śpiewać to serdecznie zapraszamy w kolejne czwartki: 12, 19, 26 października o godzinie 18:30 do Sali 214 w Budynku A.

Nie wymagamy wykształcenia muzycznego, z nutami zaznajomisz się u nas! Przyjdź na przesłuchanie i sprawdź się! A jak to będzie wyglądało? Nasza Dyrygentka poprosi o wykonanie kilku ćwiczeń i w ten sposób sprawdzi Twoją skalę i dopasuje Cię do odpowiedniego głosu.

rekrutacja17dobra


Przed rekrutacją będziemy dla Was dostępni w czasie Targów Działalności Studenckiej, 5 października od godz. 10 do 13 w Holu Biblioteki UE, budynek DCINiE (Budynek U).

targi

Odpowiemy na wszystkie pytania i rozwiejemy wszystkie wątpliwości. Więcej informacji na https://www.facebook.com/pl.instudy/photos/gm.1989736694575254/209137536292682/?type=3&theater

A jeśli już teraz chcecie dowiedzieć się więcej o nas i osobach tworzących chór zapraszamy na cykl wywiadów z chórzystami. W pięc kolejnych poniedziałków poznajcie odpowiedzi na najbardziej nurtujące chóralne pytania. Odcinek pierwszy już 2 października na naszym kanale YouTube. Odpowiemy na pytania:

Dlaczego Ars Cantandi?

Piersza myśl po pierwszej próbie:

A ponizej zapowiedź:


Śledźcie również na profil na FaceBook tu znajdziecie zawsze najświeższe informacje o naszych działaniach.
Zapraszamy :)

Konkurs skończony teraz czas na zasłużony odpoczynek - ruszyliśmy na zwiedzanie Transylwanii! Ekipa logistyczna Ania, Mikołaj i Łukasz zorganizowali nam pełen wrażeń tydzień. Atrakcji było tyle, że każdy mógł znaleźć coś dla siebie. W związku z tym kilku śmiałków podzieliło się z nami swoimi wspomnieniami (za co pięknie im dziękuję!) :)

Do rzeczy. Przystanek numer jeden to kopalnia soli Salina Turda. Rumuńska Wieliczka przywitała nas chłodno (temperatura to jakieś 6 stopni :P), lecz już po chwili rozgrzaliśmy się schodząc po krętych drewnianych schodach. Około 120 m pod ziemią zaśpiewaliśmy kilka utworów konkursowych i staliśmy się (obok podziemnego diabelskiego młynu) jedną z kopalnianych atrakcji ;D

Śpiewanie w kopalni! Nie byłam w Wieliczce i choć wiele osób mówiło, że w Polsce lepiej, to mi się podobało! (Iwona K.)

  • Ruminiakopalnia 2 (Copy)
  • Ruminiakopalnia1 (Copy)

Kolejnym punktem obowiązkowym wycieczki był Braszów - Rumuńskie Hollywood! Może i nie ma powiązań z przemysłem filmowym, ale przynajmniej napis się zgadza!

Brasov (Copy)

 Widoki z perspektywy napisu również imponujące. To właśnie tam powstały zdjęcia promocyjne tegorocznej rekrutacji. A nie było to wcale takie proste!

Podobała mi się wycieczka na napis Brasov, bo wchodziliśmy tam, zamiast wjeżdżać kolejką, więc mieliśmy taką namiastkę waszego chodzenia po górach. Do tego odbyło się to w świetnym towarzystwie! Oczywiście utkwił mi w pamięci również lodowaty wiatr, który przywitał nas na górze. Niezrażone postanowiłyśmy z dziewczynami przebrać się w sukienki aby zrobić tam sesję zdjęciową. (Marysia Ch.)

  • Brasov (Copy)
  • Brasov3 (Copy)
  • IMG_20170913_124659170_HDR(1) (Copy)
  • IMG_3314 (Copy)

Oprócz napisu, Braszów zaoferował nam jeszcze kilka innych atrakcji:)

Dzień kiedy większość pojechała w góry, a my małą ekipą zostaliśmy na mieście. Hasłem dnia był "Lunch na WINOS" i to był jeden z najprzyjemniej spędzonych dni podczas tego wyjazdu. (Martynka A.)

Początkowo w dość specyficzny sposób zwiedzaliśmy miasto, ponieważ kierowaliśmy się głównie miejscami, które były powiązane z grą Geocaching. Po prostu zamieniliśmy zwiedzanie w podchody :) (Marysia Ch.)

Wieczory spędzaliśmy wspólnie - niezależnie od tego czy w 20 osób siedzieliśmy w małym pokoju i rzucaliśmy się balonami jak kilkuletnie dzieci, czy graliśmy w cards against humanity na kanapach w holu hotelowym - robiliśmy to całą grupą i mogliśmy się jeszcze lepiej zintegrować! (Martynka A.)

W trakcie wyjazdu udało nam się również zwiedzić jeden z licznych zamków Draculi w miejscowości Bran. Zamek ten wiernie odpowiada opisowi siedziby wampira Drakuli z powieści “Drakula” Brama Stokera.

  • DSC00007 (Copy)
  • DSC00082 (Copy)
  • rumunia_Zamek3 (Copy)

Teraz czas na najbardziej imponującą część Rumunii, a mianowicie góry!
Ars Cantandi sekcja górska spisała się dzielnie i pod czujnym okiem Grzesia przygotowała dwie górskie eskapady. Pierwsza trasa w Fogarasze zebrała całkiem liczną grupę - ok. 20 osób. Pomimo bardzo stromego podejścia, całą grupą dotarliśmy na 2000 m npm.
A jak wrażenia?

Mi osobiście najbardziej podobał się wyjazd w góry. Był to w sumie mój rekord jeśli chodzi o pokonaną wysokość. Czuło się zmęczenie, ale wystarczyło rozejrzeć się dookoła aby zobaczyć te cudowne widoki motywujące do dalszej wspinaczki! (Ola W.)

Pamiętam, że jak szliśmy, to przypomniały mi się Bieszczady, a to najpiękniejsze góry świata. Podejście było strome, tak mocno, że naprawdę powrót tą samą drogą byłby niebezpieczny. (Krzesimir R.)

  • G0120377 (Copy)
  • IMG_20170911_134235 (Copy)
  • IMG_20170911_150509 (Copy)
  • IMG_20170911_161430 (Copy)
  • IMG_20170911_165237_1 (Copy)

Kolejna wyprawa była jeszcze bardziej wymagająca,dlatego zdecydowało się na nią tylko kilka osób. Ostatecznie Grzesiu, Piotrek, Kuba i Krzysiek wspięli się na 2507 m npm. na szczyt Omu w paśmie Bucegi. Kilka osób dołączyło do nich wjeżdżając na wysokość 2100 m npm kolejką linową. Zarówno widoki jak i prędkość wiatru na szczycie była imponująca!

Mimo wielu krętych rumuńskich dróg przyprawiających o mdłości, wspaniałej architektury Budapesztu i diety wątróbkowej, to właśnie góry wspominam najlepiej z drugiej części wyjazdu do Rumunii. Majestatyczne, pokazujące swoją siłę na każdej części szlaku. Były tym, czego potrzebowałem w ostatnie wakacje. Poranna wyprawa z Krzysiem, Kubą i Grzesiem w celu zdobycia 2507m n.p.m. pokazała nam też, jak pomocne i przyjazne są rumuńskie górskie PIES. Kto nie doświadczył klimatu rumuńskich gór niech już zamawia bilet na najbliższe wakacje. Te widoki! Po prostu czujesz, że żyjesz. (Piotrek B.)

  • 20170913_095556 (Copy)
  • 20170913_142230 (Copy)
  • IMG_5136 (Copy)
  • IMG_5184 (Copy)
  • IMG_5187 (Copy)

Warto powiedzieć trochę więcej o niesamowitych PIES-przewodnikach, które spotkaliśmy w górach. Podczas pierwszej wycieczki - 3 PIES sprowadziły nas z gór szlakiem wprost do schroniska. W trakcie drugiej wyprawy chłopakom towarzyszył jeden dzielny PIES, który wskazywał właściwą drogę na szczyt. W takim towarzystwie niedźwiedzie i kozice nie straszne!

  • IMG_20170911_164402 (Copy)
  • IMG_5157 (Copy)

Ostatnim punktem na naszej trasie była stolica Węgier - Budapeszt, która krótko mówiąc skradła nam wszystkim serca! Ale, ale... zanim dotarliśmy na miejsce mieliśmy “krótki” postój na granicy.

Okazało się,że łatwiej do Rumuni było wjechać niż z niej wyjechać. Przy granicy stały przed nami 3/4(?) autobusy, a sam postój trwał yyy...za długo :D. Dlatego trzeba było znaleźć sobie jakieś zajęcie! Część osób rozłożyła się na jezdni przy autobusie, grając w dobble, część stwierdziła, że szybciej będzie na piechotę... natomiast reszta nie traciła nadziei :D (Agnieszka G.)

IMG 20170914 180812 (Copy)

IMG 20170914 182742 (Copy)

 

Aż w końcu…

Budapeszt zachwycił mnie już na samym wstępie, kiedy jeszcze siedziałem w autokarze i oglądałem piękne miasto zza szyby. (...) Szybkie piwo w klimatycznej knajpie w centrum miasta i do hostelu, by w miarę się wyspać (co ostatecznie nie zdarzyło ani razu przez cały wyjazd). Zwiedzanie następnego dnia z najlepszym przewodnikiem na swiecie - Kasia Mrozik - było jeszcze lepsze niż poprzedni wieczór. Kasia pokazała wszystko co trzeba zobaczyć w Budapeszcie! Cudowne miasto zwiedzone w gronie cudownych ludzi na pewno zostanie mi na długo w pamięci. (Anonimowy chórzysta)

Pomimo tego, że na zwiedzenie całego Budapesztu był tylko wieczór po przyjeździe i kolejny dzień, garstka osób nie wybaczyłaby sobie, gdyby nie weszła do budynku węgierskiego Parlamentu.. i tak też zrobiła! Krótko mówiąc - było warto i najlepiej przekonać się o tym osobiście. Zarówno pięknie zdobione wnętrza, jak i historia zrobiły na nas duże wrażenie. Wyszliśmy z parlamentu pełni wrażeń jednak z pustymi żołądkami. Opierając się internetowych opiniach skierowaliśmy się na prawdopodobnie najlepsze langosze w mieście. Trochę daleko, ale czego nie robi się dla dobrego jedzenia? :P Zamówiliśmy trzydaniowy obiad: na początek sałatka lub dla bardziej wymagających zupa gulaszowa, na drugie danie langosz z wybranym dodatkiem, a na deser...też langosz tym razem na słodko (zaskoczeni?). Obiad oczywiście przerósł nasze możliwości, ale w tamtej chwili nie było nam trzeba niczego więcej.” (Agnieszka G.)

  • DSC00052(1) (Copy)
  • IMG_20170915_125354031(1) (Copy)
  • IMG_20170915_170327 (Copy)

Warto wspomnieć również o restauracji, w której zarezerwowaliśmy sobie kolację.
Elektroniczne menu w blatach stołów i wewnętrzny restauracyjny czat były dla nas nowością :) Co ciekawe w sekcji dziecięcej dostępny był nawet odcinek naszego polskiego Bolka i Lolka!

Fantastyczna restauracja ze stoliko-tabletami. Było pysznie! (Iwona K.)

Godzina dość późna, ale po całym dniu jazdy obiad w dobrym towarzystwie okazał się pamiętny. Zwłaszcza, że był to makaron... zamówiony przez ekran w stole.(...) Kolejnego dnia po całym dniu biegania, zwiedzania w zawrotnym tempie, wsiadamy do auto.... żartowałem, jeszcze raz pyszny makaron <3 i w drogę…(Anonimowy Chórzysta)

DSC00092 (Copy)

 Co czeka nas w przyszłym roku i jakie czekają nas przygody? Czas pokaże!


Dzisiejsza relacja jest dosyć niecodzienna, przez co pozwolę sobie na ten wstęp. Przed jej napisaniem poprosiłem kilkoro naszych chórzystów o ich wrażenia. Zapytałem tych którzy dwoili się i troili na scenie dając z siebie wszystko by zaspokoić kulturalne zapotrzebowanie Wrocławia, jak również tych, których zapotrzebowania były zaspokajane. Wykorzystuję w tej relacji właśnie ich wrażenia.

“Trwaj chwilo, jesteś piękna”, czyli Ars Cantandi w szrankach z Mefistofelesem

Ponad 100 godzin prób w niespełna półtora miesiąca, 90 chórzystów (z czego 19 to my) i 3 spektakle - w takich liczbach rysuje się nasz udział w nie lada wydarzeniu, bo w tegorocznym superwidowisku operowym - Faust.

“Przyznam szczerze, że długo wahałem się czy wziąć udział w Fauście” - mówi Łukasz -
“Wiązać się to miało bowiem z udziałem w ponad stu godzinach prób w ciągu zaledwie półtora miesiąca - wliczając w to regularne próby Ars Cantandi.
Należy zauważyć również, że czerwiec jest miesiącem dosyć wymagającym dla studentów. Decyzji jednak nie żałuję.”

Czym jest rzeczone superwidowisko? Jest to cykliczne (w ostatnich latach odbywa się raz w roku) wydarzenie do którego opera mobilizuje załogę wielokrotnie większą niż zazwyczaj. Do współpracy na to wydarzenie zapraszane są gwiazdy z zagranicy, pirotechnicy, tancerze, żołnierze, no i oczywiście chóry.
W ten sposób zaproszenie otrzymaliśmy również my (oraz chór Politechniki Wrocławskiej).

Już wcześniej mieliśmy przyjemność współpracować z Operą Wrocławską, jednak tym razem współpraca wyglądała zupełnie inaczej.

Zacznijmy od tego, od czego zaczyna się przygoda w takich przedsięwzięciach - od prób.
Próby to dla nas chleb powszedni i tym razem również nie odbiegały zbytnio od tych do których jesteśmy przyzwyczajeni. Nie będę się zatem rozwodził nad nimi. Rozśpiewka, czytanie nut i śpiewanie. Dzień jak codzień...
Tyle jeśli chodzi o próby muzyczne...

Tym razem jednak, za sprawą niesamowicie charyzmatycznej pani reżyser (Beata Redo-Dobber) mieliśmy okazję brać udział również w próbach aktorskich. Podczas nich zapoznawaliśmy się z odgrywanymi przez nas postaciami, wspólnie tworząc ich historie. Przede wszystkim jednak mieliśmy okazję uczestniczyć w “doskonaleniu” naszych aktorskich predyspozycji. Robert wspomina między innymi o tym jak:
przesuwaliśmy nieruchome ściany Capitolu,
udawaliśmy kamienie - i to nie takie zwykłe kamienie, ale takie które potrafią drzeć się wniebogłosy,
odgrywaliśmy krótkie scenki i etiudy,
poznaliśmy nowe techniki pracy nad artykulacją

Mimo częstej, acz słusznej krytyki naszej gry aktorskiej współpracowało się nam z panią Beatą wyśmienicie. Za co serdecznie z tego miejsca dziękujemy.

Kolejnym etapem w naszej nabierającej tempa aktorskiej przygodzie były próby sceniczne, podczas których niemałe wrażenie na nas zrobiła scenografia - obrotowa scena, pochodnie.
Nie zapomniano również o charakteryzacji i kostiumach, które zwykle zdają się być niedocenianym aspektem. Ludzie odpowiedzialni za tę działkę postarali się. Zresztą, niech zdjęcie będzie tego dowodem.

Faust 3

Wyzwanie dla nas stanowiła choreografia - rzadko bowiem, jako chór, mamy okazję zaprezentować ruch sceniczny. Przez rzadko mam na myśli nigdy.
Nie sprawiło to nam jednak problemu ponieważ, jak powszechnie wiadomo Ars Cantandi jest grupą ludzi utalentowanych wszechstronnie.
Choć być może jak twierdzi Łukasz “wynikało to w dużej mierze z przemyślanego i sprecyzowanego ruchu scenicznego chórzystów, któremu można było łatwo podołać przy zachowanym jednocześnie dobrym efekcie wizualnym”.
Ja podtrzymuję swoją wersję wydarzeń.
Pozostając przy ruchu scenicznym nie można nie wspomnieć o balecie.
“Kolejnym z zachwycających fragmentów opery był występ baletu – nie tylko cieszący oko, ale również oddający klimat sceny Walpurgii.” wspomina Łukasz.

Nie sposób też nie wspomnieć o akustyce. Szczerze muszę przyznać, że nie mam najlepszych wspomnień o Hali Stulecia pod tym względem. Zarówno jako odbiorca jak i artysta. Tym razem jednak akustycy i realizatorzy spisali się na medal. Radość nam sprawia, że i tam mieliśmy swojego człowieka - Grzegorza: “ Akustyka miejsca jest wymagająca, ale świetnie wykorzystano kotary wygłuszające ściany i kopułę. Orkiestron dobrze przemyślany. (...) Kiedy pierwszy raz usłyszałem próbę muzyczną - już było o wiele lepiej niż się spodziewałem. Całość miała świetnie wyważony poziom głośności - akustyka nie męczyła przy trzygodzinnym spektaklu, co naprawdę świadczy o dobrej jakości nagłośnienia”.

Wszystkie wymienione przeze mnie elementy razem wpłynęły na ostateczny odbiór widowiska. Zarówno z perspektywy widza, jak i artysty. Za krótką recenzję niech posłuży wypowiedź Kasi, która tym razem miała okazję stanąć po stronie widowni:
“Warto było kupić bilety na płycie. Dobrze widać (i słychać) było zarówno solistów, jak i chór. To właśnie sceny z chórem - pełne tańca i ruchu - wprowadziły niesamowite pokłady energii do przedstawienia.”
Podsumowując pozostaje mi tylko w imieniu Ars Cantandi podziękować wszystkim artystom, z którymi mieliśmy przyjemność pracować. Jest nam niezmiernie miło, że mogliśmy się znaleźć w tak zacnym gronie i mamy cichą nadzieję na to, że jeszcze się spotkamy.

Dzięki!

PS.Gdybyście chcieli zobaczyć jak się prezentowaliśmy - zapraszamy na migawkę ze spektaklu:

Podkategorie